Gdy
z nieporadnością dziecka usiłowałyśmy wytłumaczyć nie znając
włoskiego ni w ząb, gdzie chcemy wysiąść, kierowca busika
uświadomił nas, że nazwę na bilecie Sycylijczycy wymawiają
[Mocja]. Pan nie uprzedził jednak do jak niezwykłej urody miejsca
nas wiezie: poraziły nas pastelowe kolory nieba tego dnia,
okalających salin wraz ze strzegącymi ich wiatrakami i wód laguny
(fot. 1). Już sama podróż łódką na wyspę Mozia jest magicznym
doświadczeniem. Jakby wsiąść do wehikułu czasu i przenieść się
wiele stuleci wstecz.
|
Fot. 1. Wiatrak Ettore Infersa i molo na Mozię. |
MOZIA - INFORMACJE OGÓLNE
Założona
przez Fenicjan Motya leży na 45-hektarowej wysepce na współczesnych
mapach zaznaczonej jako Wyspa św. Pantaleona (wł. Isola di San
Panteleo) i otoczona jest płytkimi wodami Laguny "Suszarnia"
(wł. Laguna Stagnone), w odległości około 1 km od lądu, mniej
więcej w połowie drogi między dzisiejszą Marsalą a Trapani (fot.
2).
|
Fot. 2. Wyspa Mozia widziana z łodzi. |
MOZIA - OD STAROŻYTNOŚCI...
Fenicjanie
lubili takie miejsca jak to ze względu na strategiczne położenie i
bliskość macierzystej Afryki północnej toteż często zakładali
kolonie na wyspach Morza Śródziemnego, włączając Sycylię.
Motya, powstała około VIII w. p.n.e. i przypuszcza się, że
początkowo "mieszkańcy" trudnili się handlem obwoźnym,
a ściśle mówiąc opływowym. Mógł tu być tzw. emporion czyli
swego rodzaju bazar na otwartym powietrzu, do którego przypływały
statki z towarami, nie tylko fenickie. Towary na handel (kość
słoniowa, alabaster, tekstylia, metale szlachetne) wyładowywano,
dokonywano wymiany (choć możliwe jest, że również płacono pieniędzmi - Fenicjanie w końcu je wynaleźli), po czym zwijano
wszystko po jakimś czasie i odpływano. W późniejszym okresie
osada nabrała stałego charakteru i wyrosła u szczytu rozwoju na
całkiem pokaźne miasto rangą nieustępujące innym koloniom
fenickim na Sycylii takim jak Panormus czy Solus. Ze względu na
chroniczny brak miejsca (wyspa ma zaledwie 850 m długości i 750 m
szerokości) budowano do góry, o czym świadczą znaleziska
archeologiczne potwierdzające, że niektóre budynki mogły być
wielopiętrowe - takie drapacze chmur starożytności.
MOZIA - SPACEREM PO WYSPIE
Kierując
swe kroki z mola w głąb wyspy trudno wyobrazić sobie, że w
czasach swej największej prosperity było to ważne centrum
komercyjne. Mijając zabudowania Muzeum Whitakera (fot. 3)
rozciąga się płaski teren porośnięty makią i aż dziw bierze,
że Didor Sycylijski pisał o "wąskich uliczkach z
przestronnymi domami o solidnej konstrukcji", gdyż z miasta
dosłownie nie pozostało nic oprócz chaotycznie porozrzucanych
murków.
|
Fot. 3.Willa-muzeum Josepha Whitakera. |
Dwa
największe domostwa na wyspie umownie nazwane domem mozajek
(wł. casa dei mosaici) to willa patrycjusza i sąsiednia, prawdopodobnie rzemieślnika (garncarza?). Obie ozdobione
były niespotykanymi nigdzie poza Sycylią mozaikami z białych i
czarnych kamyków morskich (fot. 4). Przedstawiały postaci
mitologiczne oraz motywy zwierzęce (lwa atakującego byka i
skrzydlatego gryfona polującego na jelenia). W przypadku obu domów
zastosowano podczas budowy technikę opus africanum, w której
przestrzeń pomiędzy dużymi pionowo stawianymi blokami kamiennymi
wypełniano mniejszymi. Ściany pokrywano zaprawą, a wyższe
kondygnacje budowano z wysuszonej gliny, co bardzo obniżało koszty.
|
Fot. 4. Dom mozajek. |
Najprawdopodobniej
głównym produktem eksportowym Motyi były tkaniny barwione purpurą,
z której Fenicjanie słynęli i której wyrób zmonopolizowali. Sama
nazwa Fenicjanie pochodzi z greckiego słowa "phoinix"
oznaczającego "purpurę", "szkarłat", a miasto
na wysepce u brzegów Sycylii zwano po fenicku Mtw, po grecku
Motyaion czyli "wrzeciono". Nie ma dowodów na to czy miała
tu miejsce hodowla ślimaków purpurowych służących do wyrobu
purpury, ale można przypuszczać, że na terenie zwanym dziś strefą
przemysłową (wł. area industriale, fot. 5) mieściły się
warsztaty tkackie. Znaleziono tutaj dziesiątki wygładzonych kamieni
z wydrążoną w środku dziurką, przez którą przewlekano przędzę.
Mogły służyć jako obciążniki sprawiające, że tkany materiał
był równomiernie naciągnięty i wystarczająco zbity (fot. 6). W
2006 r. odkryto także resztki krosien tkackich. Funkcjonowały
również warsztaty ceramiczne; odkryto otwory w ziemi do wypalania
naczyń jak i liczne przykłady samej ceramiki np. amfory, dzbanki,
talerze i lampki oliwne (fot. 7). Kwitło także
szkutnictwo - kolejny konik starożytnych Fenicjan. Na
północno-zachodnim krańcu wysepki znajduje się basen portowy,
tzw. cothon, w którym budowano statki bądź dokonywano
napraw (fot. 8). Miniaturowy model typowego statku można obejrzeć w
muzeum na wyspie (fot. 9), zaś jedyną oryginalną łódź fenicką
w Muzeum Baglio Anselmi w pobliskiej Marsali. Najnowsze badania
rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza przeprowadzone w 2013 roku
wykazały, że na środku sztucznego zbiornika mógł stać około
2,5-metrowej wysokości posąg kolosa. Fragment jego stopy na
postumencie wyłowiono i wystawiono przy brzegu dla turystów (fot.
10). Pozyskiwano także sól z wody morskiej. Tradycja zachowała się
do czasów współczesnych bez znaczących zmian technologicznych.
|
Fot. 5. Strefa przemysłowa. |
|
Fot. 6. Obciążniki do przędzenia tkanin z purpury. |
|
Fot. 7. Lampki na oliwę. |
|
Fot. 8. Cothon czyli basen portowy. |
|
Fot. 9. Statek fenicki. |
|
Fot. 10. Selfie z kolosem. |
Społeczność
miasta była otwarta i przejmowała styl życia, narzędzia i
estetykę narodów z którymi handlowała. Choć nic nie wskazuje czy
w Motyi zamieszkiwali Grecy lub inne narody, znaleziska dowodzą, że
Fenicjanie nie opierali się wpływom obcych kultur. Wśród licznych
artefaktów można odnaleźć greckie sarkofagi, charakterystyczne
czarno-żółte wazy i talerze, egipskie skarabeusze etc.
MOZIA I JEJ MROCZNE TAJEMNICE
Jedną
z największych zagadek tego miejsca jest odkrycie około tysiąca
urn z prochami oraz fragmentami nadpalonych kości zwierząt ale
również dzieci (fot. 11). Rytuał ofiar całopalnych z dzieci w
kulturze kartagińsko-fenickiej barwnie opisał Gustaw Flaubert w
powieści "Salambo":
„Tymczasem
ogień z aloesu, cedru i lauru palił się między
nogami kolosa. Jego długie zwinięte skrzydła zanurzały końce w
płomieniach (...). Dokoła okrągłej płyty, o którą opierał
stopy, dzieci owinięte w czarne zasłony tworzyły nieruchomy
krąg i ramiona bożyszcza, nadmiernie długie, opuszczały dłonie
aż do nich, jakby chcąc pochwycić ten wieniec (...).
Dzieci z wolna wznosiły się w górę, a że dym ulatując
tworzył wysokie kłęby, zdawało się z daleka
patrzącym, iż nikną w obłoku. Żadne dziecko nie
ruszało się. Miały związane ręce i nogi, a ciemna zasłona nie
pozwalała im coś widzieć ani nie pozwalała ich
rozpoznać. Spiżowe ramiona poruszały się szybciej. Już
się nie zatrzymywały. Za każdym razem, gdy kładziono na
nich dziecko, kapłani Molocha wyciągali nad nim rękę, by je
obarczyć grzechami ludu, wrzeszcząc: „To nie ludzie, lecz
woły!” i tłum (...) powtarzał: „Woły! woły!” Dewoci
krzyczeli: „Panie! Pożywaj!”, a kapłani Prozerpiny, naginając
się ze strachu do potrzeb Kartaginy, mamrotali formułę
eleuzyjską: „Spuść deszcz, poródź!” Ofiary, ledwie
znalazły się na krawędzi czeluści, znikały jak krople
wody na rozpalonej blasze; i biały dym wznosił się na
tle jaskrawego szkarła.”
Jednoznacznie
nie można stwierdzić czy faktycznie Fenicjanie by zapewnić sobie
przychylność bogów (Baal-Hammon, Tanit, Moloch, Astarte)
poświęcali własne dzieci. Wśród naukowców dominuje ostatnio
pogląd, iż owszem mogły to być dzieci poświęcone bóstwu, ale
nie żyjące lecz martwe noworodki lub przedwcześnie zmarłe. Dzięki
ofierze wotywnej odradzały się w postaci nowego potomstwa rodziców.
Urny z ich prochami zakopywano w ziemi wraz z amuletami, glinianymi
figurkami i maskami (fot. 12), a miejsce oznakowywano stelami
nagrobnymi (fot. 13). W archeologii obszar, gdzie dokonywano
ewentualnych całopaleń lub ofiar z już martwych dzieci oraz
chowano urny przyjęło się nazywać tophetem (fot. 14).
|
Fot. 11. Urna z prochami. |
|
Fot. 12. Najsłynniejsza maska znaleziona na tophecie. |
|
Fot. 13. Stela nagrobna. |
|
Fot. 14. Widok na tophet. |
Na
wschód od tophetu znajduje się inne miejsce pochówków zwane
cmentarzem archaicznym (wł. necropoli arcaica, fot. 15),
który na skutek rosnącej populacji miasta musiano rozszerzyć, stąd
zmarłych zaczęto grzebać już poza wyspą, za wąską cieśniną,
7 km na północ od Motyi w Birgi. Około roku 397 p.n.e. w obliczu
konfliktu zbrojnego z Syrakuzami część cmentarzyska zlikwidowano
budując mur obronny. Zachowało się w tym miejscu około 200
grobów.
|
Fot. 15. Cmentarz archaiczny. |
Wyspa była ze wszystkich stron otoczona megalitycznym murem długości około dwóch kilometrów, którego fragmenty dotrwały do dzisiaj wzdłuż brzegów (fot. 16). Strzegło do dwadzieścia strażnic. Były w nim dwie bramy miejskie: brama południowa (wł. Porta Sud) w bezpośrednim sąsiedztwie cothonu oraz brama Północna (wł. Porta Nord), za którą zaczynał się chodnik (obecnie pod wodą widoczny jedynie z powietrza), którym można było wjechać do miasta rydwanem oraz dotrzeć do części cmentarza w Birgi. nie wiadomo czy w starożytności znajdował się poniżej poziomu wody. według jednej teorii zamysł był celowy, by do miasta można było dostać się jedynie rydwanem o wysokich kołach. obecnie nazywa się go podwodną drogą (wł. strada sunaqua).
|
Fot. 16. Mur obronny. |
MOZIA - SCHYŁEK KULTURY FENICKIEJ
Życie
fenickich kobiet tkających w ciemną noc przy świetle lampek
oliwnych, dzieci biegających po ulicach, i mężczyzn budujących
łodzie, by wypłynąć w morze na połów czy handel toczyło się
spokojnie przez setki lat, do czasu, gdy tereny zachodniej Sycylii
stały się około 415 r. p.n.e. obiektem zainteresowań Ateńczyków.
Z pomocą w 409 r. p.n.e. przybyła flota kartagińska pod wodzą
króla Hanibala Mago, która ulokowała się w zatoce dookoła wyspy.
Druga wyprawa, tym razem Hamilkara w 407 r. p.n.e., doprowadziła, że
Motya razem z miastem Panormus stały się miejscem permanentnego
stacjonowania statków floty Kartaginy. Gdy tyran Syrakuz, Dionizjusz
I, zbudowawszy państwo na wschodzie Sycylii zapragnął wyprzeć
Kartagińczyków z ich terytorium, nadeszły ciężkie czasy dla
mieszkańców wysepki. W 398 r. p.n.e (397 według innych źródeł)
Dionizjusz z 80-tysięczną armią i z 700 statkami wyprawił się na
Motyę. Według doniesień kronikarzy, po raz pierwszy w historii w
oblężeniu zastosowano katapulty (fot. 17). Przewaga Syrakuzan była
duża, sytuacji nie zmieniła nawet organizowana z Kartaginy pomoc
Himilkara. W końcu Grekom udało sie w nocy wedrzeć do
miasta. Opis historyczny mówi o heroicznych walkach o każdy dom i
ulicę. Niestety doszło do okrutnej rzezi ludności wbrew rozkazom
Dionizjusza, który nakazał brać jeńców. Mimo, że Hamilkarowi
udało sie rok później ze 100-tysięczna armia odbić Motyę, nie
podjęto odbudowy. Co gorsza, zniszczone miasto stało się zródłem
budulca dla rosnącego w pobliżu Lilybaeum (dzisiaj Marsala).
|
Fot. 17. Zdobycie Mothyi przez tyrana Syrakuz Dionizjusza I. |
Na
kilka wieków Motya zniknęła z przekazów historycznych. Wiadomo,
że uprawiano na niej ziemię. Istniała też mała wioska rybacka.
Są informacje o budowie bizantyjskiej świątyni chrześcijańskiej.
W XI w. wprowadzili się na wyspę bazylianie i zbudowali swój
klasztor. Z tamtych czasów pochodzi obecna nazwa wyspy - San
Pantaleo, chociaż w świadomości współczesnych Sycylijczyków
nadal funkcjonuje stara. Ożywienie nastąpiło dopiero w 1888 r.,
kiedy wyspę zakupił spadkobierca fortuny winiarskiej, na stałe
osiadły na Sycylii ornitolog z zachodniego Yorkshire, Joseph Isaac
Spandafora Whitaker (fot. 18). By swobodnie oddawać się swojej
pasji - archeologii, Whitaker wybudował na wyspie wille w stylu
edwardiańskim, w której zamieszkał wraz z żoną Tiną Scala i
dwiema córkami. Giuseppe lub Pipowi, jak go swojsko i pieszczotliwie
nazywali mieszkańcy okolic, zawdzięczamy uratowanie ogromnej ilości
artefaktów, które w bestialski sposób niszczono i grabiono
samowolnie w czasach domorosłej archeologii. O pracy, jaką wykonał
Whitaker można poczytać w książce, jaką wydał w 1921 roku. Po
śmierci Josepha w 1936 roku, wyspę odziedziczyła jego córka
Dalia, a po jej śmierci w 1975 roku opiekę wyspie zapewnia Fundacja
im. Josepha Whitakera. Urządzono tu klimatyczne mini-muzeum (wł.
Museo Whitaker), gdzie w przepięknych zabytkowych gablotach z drewna
można podziwiać owoce wykopalisk (fot. 19). Dumą tego miejsca jest
marmurowa rzeźba Młodzieńca w tunice (wł. Giovinetto in
tunica, fot. 20) wykopana w rejonie "Cappiddazzu" w 1979
roku. Teorii na temat kogo przedstawia jest tyle ilu naukowców: być
może jest to fenicki bóg Melkart, grecki efeb czyli młokos po
odbyciu obowiązkowej służby wojskowej poprzedzającej nadanie
pełnego obywatelstwa, woźnica, który wygrał wyścigi rydwanów,
wysoki rangą urzędnik, lokalny arystokrata lub heros. Kogokolwiek
wyobraża, robi ogromne wrażenie za sprawą ogromnego kunsztu, z
jakim oddano detale ludzkiego ciała, choć młodzianowi brakuje obu
ramion, kawałka twarzy i genitaliów. Postać poraża subtelnym
erotyzmem - szata jakby przywiera do spoconego ciała. Wystawiony był
w domu prywatnym lub na mothyańskiej agorze. Na czas Olimpiady
letniej w Londynie w 2012 r. został wypożyczony przez British
Museum i zrobił niemałą furorę, jest bowiem rzadkim przykładem
pracy ze szkoły Fidiasza i może się równać jedynie z rzeźbami
bogów z greckiego Panteonu.
|
Fot. 18. Popiersie Josepha "Pipa" Whitakera. |
|
Fot. 19. Gabloty w muzeum. |
|
Fot. 20. Młodzieniec w tunice. |
MOZIA - ... DO TERAŹNIEJSZOŚCI
Whitakerowie
nadal mieszkają na wyspie, przesiadują zazwyczaj na ławeczce w
ogrodzie angielskim. Jest tu piesek, maskotka turystów odwiedzający
wyspę, mała kapliczka, a nawet gaj oliwny i winnica. Trzeba uczciwie
przyznać, że nie znaleziono jeszcze atrakcyjnego sposobu, żeby
zaprezentować ogromne bogactwo tego miejsca, a Mozia jest jak
studnia bez dna - wiele tu pozostało do odkrycia. Jakość dostępnej
informacji pozostawia wiele do życzenia. Tablice poglądowe pochodzą
z różnych okresów wykopalisk, są poobdzierane, wyblakłe,
nieczytelne, a miejscami w ogóle ich nie ma. Niech to jednak nikogo
nie zrazi: jest moc w [Mocji] (gra słów zamierzona) - tu mówi
każdy kamień, każda ścieżka, każdy zakurzony eksponat.
Mola
na Mozię są dwa. Z mola przy wiatraku Ettore Infersa (widoczny z daleka) odpływają
co 15-30 min. stateczki przewoźnika Mozia Line. Bliższe informacje
na stronie: www.mozialine.com. Bilet
tam i z powrotem w cenie 5 euro (rok 2014). Firma organizuje również
wycieczki łodzią dookoła laguny. Drugie molo, ok. 1 km dalej w stronę Marsali jest historyczne.
Operuje tu firma Arini e Pugliese: www.ariniepugliese.com
Wstęp
na wyspę kosztuje 9 euro, bilet uprawnia do zwiedzania Museo
Whitaker.
Dla miłośników kultury antycznej i archeologów polecam post o Wenus z Erice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz